Niedziela, 11 luty. Wiało gorzej niż w kieleckiem. Wszędzie połamane gałęzie i barierki z trudem utrzymujące równowagę. Trenerka kurczowo trzymała się mojej szyi, nie chcąc puścić mnie na linie startu – skończyło się morzem łez i milionem buziaków na do widzenia 😉 Ostatnie poprawki...
