Tym razem nie Islandia, choć wspomnienie ostatniego noclegu pod namiotem właśnie tam nas przenosi. Surowy wiatr, wrzątek w termosie, czapki w środku lata – oj pamiętamy! Ale tym razem cel był bliżej. I cieplej, przynajmniej za dnia. A mimo to przygoda znów pachniała dzikością i czymś wyjątkowym.
Auto zostawiliśmy na parkingu w Jakuszycach. W okolicy jest ich kilka, ale my wybraliśmy ten duży i wygodny, tuż przy głównej trasie – dokładnie TUTAJ. Była sobota, trochę po 14:00, a mimo to bez problemu znaleźliśmy wolne miejsce. Parking okazał się świetnym punktem wypadowym na rower – blisko szlaków, spokojnie, a do tego płatność kartą w automacie przy wyjeździe działała bez zarzutu. Rowery przygotowane, nasza przyczepka zapakowana po sam dach – ruszyliśmy w stronę schroniska Orle. To był początek weekendu, ale w powietrzu unosiło się coś więcej niż tylko zapach igliwia i wilgotnego lasu. Noc świętojańska – pierwszy dzień lata. Słońce wyjątkowo nas rozpieszczało, jakby chciało wynagrodzić wszystkie chłodne, majowe poranki i wieczory. Na Orlu zrobiliśmy sobie przerwę, która przeciągnęła się dłużej, niż planowaliśmy – jak to zwykle bywa, gdy nigdzie się nie spieszymy. Trafiliśmy akurat na koncert bluesowy i daliśmy się porwać jego dźwiękom. Trochę relaksu i ruszyliśmy dalej.
Potem kolejne 5 kilometrów przez las – z górki, pod górkę, aż w stronę rzeki wijącej się w dolinie Izery. Chatka Górzystów wyłoniła się zza zakrętu jakby czekała tam na nas od zawsze – skromna, ale z klimatem. Tam właśnie uwiliśmy swoje małe gniazdko. Niech się chowają pięciogwiazdkowe hotele i śnieżnobiała pościel – nasz namiot miał milion gwiazdek w pakiecie i widoki, za które w luksusowych resortach trzeba płacić jak za zboże! Na kolację obowiązkowo wpadły słynne jagodowe naleśniki z Chatki – grube, pachnące, hojnie nadziane twarożkiem i owocami, które smakowały obłędnie.
Polka natychmiast porwała swoją nową przyjaciółkę na misję stworzenia bazy – oczywiście w naszym namiocie. Pianki nad ogniskiem, dziecięce chichoty, zbieranie kwiatów, zapach dymu i lekka mgła wśród traw. Niby zwykły wieczór, a jednak inny niż wszystkie. Szybka „kąpiel” i spać. A przynajmniej próbować. Ja zawinęłam się w swój śpiwór jak motyl w kokon – serio, nie było mnie widać. Wojtek przewracał się z boku na bok i też nie mógł zasnąć. A Pola? Chrapała jak rasowy niedźwiedź polarny. Bezsenna noc miała jednak swoje plusy – mogłam patrzeć w niebo. Musicie mi uwierzyć na słowo, jeszcze nigdy nie widziałam tylu gwiazd. Po prostu kosmos. Izerski Park Ciemnego Nieba to jedno z nielicznych miejsc w Polsce, gdzie sztuczne światło niemal nie zakłóca widoczności gwiazd. Idealne miejsce, by naprawdę zobaczyć niebo takim, jakim jest. O 4:30 zaczęło świtać. Przez chwilę miałam ambitny plan: wstać, zrobić klimatyczne zdjęcia rodem z Instagrama, ale wystarczyło tylko wyściubić nos ze śpiwora, żeby ten pomysł uciekł szybciej, niż zdążyłam o nim porządnie pomyśleć. Zimno! Zawinęłam się więc z powrotem w śpiwór i przytuliłam do Polki. Od razu lepiej. Wstaliśmy o 6:00. Na śniadanie kubek ciepłego mleka, najlepsza owsianka świata i płatki z miodem. Słońce znów zaczęło mocno świecić. Potem przenieśliśmy się do przytulnego wnętrza Chatki – graliśmy w domino, malowałyśmy a tata dostał zadanie przeczytania kilku książek po czesku 🙂 Czas płynął inaczej. Spokojniej.
A potem? Potem tylko droga powrotna. W nogach dwadzieścia kilometrów przygody i głowy pełne wrażeń. To był jeden z tych weekendów, które nie potrzebują wielkich słów ani egzotycznych kierunków. Wystarczyło kilka kilometrów, kawałek polany i namiot, żeby znów poczuć się jak odkrywcy. Przez dwa dni byliśmy zupełnie odcięci od świata – bez zasięgu, bez telefonów, bez powiadomień, za to ze śpiewem ptaków i rozmowami przy ognisku. Dobrze nam to zrobiło. Wrócimy tam niedługo. Po ciszę. Po gwiazdy. I po jeszcze jednego naleśnika.
Parking: Jakuszyce, można płacić kartą
Weź ze sobą gotówkę! W obydwu schroniskach nie zapłacisz kartą!
Nocleg we własnym namiocie z dostępem do Chatkowej infrastruktury (WC, prysznic, kuchnia turystyczna i świetlica + zniżki na piwo i naleśnika jak dla wszystkich gości noclegowych) kosztuje 30 zł od osoby za noc. Przed rozbiciem namiotu zgłoś się do załogi, wskażą ci miejsce, gdzie możesz to zrobić.
Brak zasięgu/Internetu – dobre miejsce na cyfrowy detoks.
Skomentuj