Phu Quoc i Miasto Zachodzącego Słońca

 DZIEŃ 1 – SYLWESTER W SPODENKACH

31 grudnia przylecieliśmy na wyspę Phu Quoc. Naszym celem było SunSet Town, klimatyczne miasteczko na południowo – zachodnim wybrzeżu wyspy, idealne na spokojne pożegnanie starego roku. Sylwester to dla nas wyjątkowy czas, pełen podsumowań, refleksji i planów na przyszłość. 8 lat temu Nowy Rok witaliśmy w tętniącym życiem Ho Chi Minh, odliczając ostatnie sekundy wśród miejskiego zgiełku i tłumu ludzi. Tamten wieczór był niezwykły, ale teraz zapragnęliśmy czegoś zupełnie innego. Postawiliśmy na spokój, piękno natury i plażę, która wydawała się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza że Pola już od kilku tygodni snuła plany budowy największego zamku z piasku 😉

Pomysł na odwiedzenie tej części wyspy zrodził się m.in. dzięki Robertowi Makłowiczowi. Jego odcinek na YouTube, w którym odkrywał kulinarne i krajobrazowe uroki SunSet Town, obejrzeliśmy chyba setki razy! Ta sceneria tak nas zauroczyła, że wizyta w Mieście Zachodzącego Słońca stała się jednym z obowiązkowych punktów naszej wietnamskiej podróży.

SunSet Town to miejsce naprawdę wyjątkowe. Powstało z inicjatywy Sun Group, jednego z największych inwestorów w regionie, znanego z tworzenia luksusowych kurortów i atrakcji turystycznych w Wietnamie. Budowa miasta rozpoczęła się kilka lat temu i nadal trwa, a jej celem jest połączenie europejskiego uroku z tropikalnym klimatem wyspy. Architektura inspirowana włoskim wybrzeżem zachwyca kolorowymi kamienicami, które kaskadowo schodzą w dół wzgórz ku portowi, malowniczymi zaułkami i spektakularnymi widokami na morze. Centralnym punktem miasta jest 75-metrowa wieża zegarowa z czerwonej cegły, wzorowana na słynnej dzwonnicy św. Marka. W SunSet Town można zobaczyć także Koloseum, Schody Hiszpańskie, Łuk Triumfalny, tajemnicze ruiny Pompejów czy starożytny plac rzymski. Jednak prawdziwą ikoną jest Most Pocałunku (Kiss Bridge) – symbol połączenia ludzi, natury i wszechświata. Most, przypominający jedwabną wstążkę rozciągniętą nad oceanem, składa się z dwóch części, które zbliżają się do siebie, tworząc harmonijną, choć niełączącą się konstrukcję. Dzięki swojej unikalnej formie Most Pocałunku stał się jednym z najbardziej charakterystycznych punktów na mapie Phu Quoc. Można także skorzystać z najdłuższej na świecie kolejki linowej (ma około 8 km długości), która prowadzi do Aquatopii – bardzo przyjemnego, wodnego parku rozrywki. A i zapomniałabym chyba o najważniejszym – w mieście odbywają się codzienne pokazy sztucznych ogni. Tak, tak, olśniewające fajerwerki rozświetlają niebo nad Sunset Town 365 dni w roku! Dacie wiarę? 🙂

  No dobra, wróćmy do sylwestra 😉 Praktycznie cały dzień (z przerwą na prysznic w hotelowym pokoju) spacerowaliśmy po mieście, delektując się wietnamską kuchnią – musimy wspomnieć o jednym miejscu – Madam Khánh Restaurant 2 – Hải Sản Tự Nhiên. To raj dla miłośników świeżych owoców morza. Tutaj naprawdę widać, skąd pochodzi jedzenie – zanim trafi na talerz, pływa w restauracyjnym akwarium. Obsługa? Fenomenalna! W ciągu kilku sekund na stole pojawiała się mrożona herbata, zestaw sztućców, talerze i pierwsze przystawki. Dania były nie tylko pyszne, świeże ale też pięknie podane. Aromatyczna zupa Pho, krewetki, makarony, smażony wodny szpinak i nasz ulubiony bok choy, podawany w ostrygowym sosie. Aaaa, na samą myśl o jedzeniu, leci mi ślinka. Co tu dużo pisać, tak bardzo polubiliśmy tę restaurację, że jedliśmy tam codziennie podczas pobytu na Phu Quoc.

Im bliżej wieczora, tym bardziej dało się odczuć sylwestrowo-noworoczną atmosferę. Kolorowe światełka, muzyka i tłumy ludzi, przybyłych aby obejrzeć pierwszy tego dnia pokaz sztucznych ogni (pierwszy zaplanowany na 21:30 i drugi o północy). Ostatnie godziny starego roku spędziliśmy na plaży. W spodenkach i klapkach. To była impreza pod palmami, na totalnym luzie, bez grama makijażu i lakieru we włosach, za to z dużą ilością śmiechu. Gwiazdy nad głowami, gorący piasek pod stopami, tańce i fajerwerki rozświetlające wietnamskie niebo. Był też szampan i były żelki na dobranoc 😊 Lepszego początku 2025 nie mogliśmy sobie wymarzyć!

 

DZIEŃ 2 – RAJSKI NOWY ROK

Nowy Rok. Wstaliśmy w wyśmienitych nastrojach. Nareszcie wyspani! Na dobry początek dnia, czarna kawa ze skondensowanym mlekiem (jest mocna, słodka i wprost obłędna – bynajmniej ja tak uważam😊) i ciastko z nadzieniem z zielonej herbaty. A potem śniadanie. Na stole zagościła aromatyczna zupa Pho z ryżowym makaronem a na deser soczyste i słodkie mango. Polka – mówiąc kolokwialnie – wciągała jak odkurzacz wszystko co znalazło się w zasięgu jej rąk😉Kiedy nasze brzuchy były już pełne, wyruszyliśmy na eksplorację okolicy. Po niespełna dwóch kilometrach dotarliśmy do Bãi Đất Đỏ – miejsca, o którym nie znajdziecie informacji w turystycznych ulotkach czy materiałach reklamowych. Słynie ono z tradycyjnych metod suszenia ryb. Ryby najpierw są starannie oczyszczane, następnie marynowane, a na końcu suszone na słońcu, co nadaje im intensywny smak i wyjątkową teksturę.

Potem popołudnie na plaży. Po wizycie w pobliskim sklepiku, zaopatrzeni w wiaderka, łopatki i foremki byliśmy gotowi na tworzenie wielkich budowli. Schowani w cieniu palm, z widokiem na zatokę, oddaliśmy się wakacyjnej beztrosce. Pola, jak zawsze pełna energii i pomysłów, zaczęła od szukania muszelek. Co chwilę biegła z radosnym okrzykiem, pokazując swoje znaleziska. Kiedy znudziły jej się poszukiwania, wzięła łopatkę i zaczęła kopać doły – coraz głębsze i bardziej fantazyjne, aż w końcu i nas zaangażowała do pomocy. Prawdziwą atrakcją okazało się budowanie zamków z piasku. Razem z tatą stworzyli niesamowitą fortecę 😉 Pola z zapałem pracowała, by utrzymać przy życiu swoje piaskowe królestwo. W międzyczasie delikatna morska bryza chłodziła nas od upału, a słońce, schodząc coraz niżej, malowało niebo odcieniami różu, pomarańczy i złota. Była to chwila, w której czas zwalniał, a codzienne sprawy wydawały się tak odległe. Do hotelowego pokoju wróciliśmy z piaskiem we włosach i muszelkami w kieszeniach🌴🌅 Zasnęliśmy jak małe dzieci. Następnego dnia czekało nas wodne szaleństwo w Aquaparku.

DZIEŃ 3 – PARK WODNY AQUATOPIA

Piątek, 02 stycznia. Dzień spędziliśmy w parku wodnym Aquatopia na wyspie Hon Thom, znanej również jako Wyspa Ananasowa. Planowaliśmy mnóstwo atrakcji! Bilety kupiliśmy wcześniej online, co pozwoliło nam uniknąć kolejek. W pakiecie mieliśmy przejazd kolejką linową, wstęp do parku wodnego, lunch oraz wieczorny pokaz „Symphony of the Sea”. Pola od tygodni nie mogła doczekać się zjeżdżalni, leniwej rzeki i zabawy na pontonach.

Na wyspę Hon Thom dotarliśmy najdłuższą kolejką linową na świecie, która została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa. Jej długość wynosi ponad 7899 metrów. Podróż zajęła nam tylko 15 minut a w zamian otrzymaliśmy widoki na całe czyste, błękitno – turkusowe morze, na dziesiątki rybackich łódek oraz dziewiczą dżunglę. Pomimo tych spektakularnych obrazków, musiałam zmierzyć się ze swoim lękiem wysokości. Na szczęście Pola trzymała mnie za rękę i powtarzała w kółko: „mamo, nie bój się, wszystko będzie dobrze”. No i jak się tu nie wzruszyć? 😊

Park wodny Aquatopia, otwarty w grudniu 2019 roku, oferuje ponad 20 zjeżdżalni i atrakcji rozmieszczonych w sześciu tematycznych strefach. To prawdziwy raj dla miłośników wodnych szaleństw! Znajdziesz tu zjeżdżalnie, które przyprawią Cię o radosny (lub pełen strachu) krzyk, rwącą rzekę tak intensywną, że gubisz orientację, i Flow Rider – maszynę do surfingu. Dla najmłodszych przygotowano mini zjeżdżalnie i wodne armatki, a dla największych śmiałków – zjeżdżalnię Python, którą można pokonać w zaledwie 20 sekund. Pola i tata byli w swoim żywiole! 😊Jeśli chodzi o mnie, to cóż, jedyną rzeczą, jaka mnie łączy z wodą, jest mój znak zodiaku – ryby😉

Po tych wodnych przygodach obiad smakował wyśmienicie. Marakuja i smoczy owoc znikały z talerzy w mgnieniu oka. Po południu wróciliśmy do SunSet Town. Szybka kąpiel, czyste ubrania i byliśmy gotowi na wieczorne show. „Symphony of the Sea” to wyjątkowe widowisko artystyczne, które odbywa się codziennie o 19:45 przy Kiss Bridge. To spektakl łączący muzykę, światła, fajerwerki oraz pokazy sportów wodnych. 24 elitarnych sportowców z całego świata (Polak też był) prezentuje zapierające dech w piersiach akrobacje na skuterach wodnych i flyboardach. Całość robi niesamowite wrażenie!

DZIEN 4 – GOODBYE PHU QUOC

Piątek, 03 stycznia. Ostatni dzień na rajskiej wyspie. Wskoczyłam w wygodny sportowy strój i zanim słońce zaczęło piec niemiłosiernie, zaliczyłam swój pierwszy noworoczny trening biegowy. Jak wrażenia? Gdzie nie spojrzeć – pod górkę, niezależnie od kierunku 😊. Jedyna myśl, która nieustannie przewijała się w mojej głowie, to: „GDZIE JEST WODA?” 😂 Z planowanych 8 kilometrów przebiegłam połowę, a i tak, żeby dotrwać do końca, wizualizowałam sobie zimne drinki z palemką.😉 To był ten dzień, kiedy nie mieliśmy żadnych konkretnych planów – pełen relaks. Wszystko na totalnym luzie. Znowu zupa na śniadanie, błogie lenistwo na plaży, długie spacery i wieczorne eksplorowanie wietnamskiego życia. Oglądaliśmy pokazy magików, jedliśmy owoce na patyku, układaliśmy puzzle a w plecaku pojawiły się pierwsze pamiątki – magnes na lodówkę, bransoletki przyjaźni i naszyjniki z muszelkami. A i bym zapomniała – jeszcze hawajska koszula dla Niego. Zawsze pewny swojego rozmiaru L, postanowił  zrobić sobie tropikalny upgrade garderoby. Jakie to było Jego zdziwienie, gdy okazało się, że w koszuli w swoim standardowym rozmiarze wygląda, jakby pożyczył ją od dużo młodszego brata. Pani ekspedientka uśmiechała się skrycie, przynosząc coraz to większe ubrania. Finalnie wyszedł w koszuli, na której metce widniało 6XL. Później zgodnie stwierdziliśmy, że mogłaby być jeszcze odrobinę szersza. Półmaraton  Barcelonie zagrożony 😉

 

Ona

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *