Pustynia i Zamek

W tym roku przygotowania do rowerowego sezonu i tym samym do kolejnej szalonej wyprawy (trzymamy kciuki aby się udało), rozpoczęliśmy zdecydowanie później niż zwykle. Niestety wszystko przez szalejącą pandemie koronawirusa. Po prawie dwóch miesiącach siedzenia w domu, odkurzyliśmy swoje rowery i wkońcu ruszyliśmy w poszukiwaniu tak bardzo upragnionej wiosny. Postawiliśmy na jednodniową wycieczkę (stwierdziliśmy, że na weekend gdzieś z noclegiem jeszcze za wcześnie) do Pustyni Błędowskiej i ruin zamku w Ogrodzieńcu. Ostatni raz w tamtych rejonach byliśmy 5 lat temu – pomyślałam sobie, że fajnie będzie odtworzyć tę trasę, tym razem w towarzystwie majowego słonka (pamiętam, że wtedy było zimno, deszczowo i sprzęt rowerowy nie ten). On na początku był sceptycznie nastawiony do mojego pomysłu, no ale czego nie robi się dla świętego spokoju 😉

Sobotni poranek przywitał nas piękną, słoneczną pogodą. Długo nie zwlekając, spakowaliśmy rowery i ruszyliśmy w kierunku Łazów Błędowskich (miejsce startu). Z Wrocławia autem to jakieś dwie godziny z kawałkiem. Z Łazów na pustynie dzieliło nas około 10 kilometrów. Najpierw dziurawym asfaltem (zjeżdżając z górki trzeba wykazać się nie lada refleksem aby nie stracić koła i zębów 😂 ) a na ostatniej prostej, polną dróżką. Oczywiście delikatne górki też były. Po 45 minutach jazdy dotarliśmy do celu.

Pustynia położona jest na terenie Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd i jest największym w Polsce obszarem lotnych piasków. Legenda głosi, że „Polska Sahara” powstała z piasku rozsypanego przez diabła, który chciał zasypać kopalnie ołowiu i srebra. Prawdą jednak jest to, że stworzyli ją ludzie, wycinając drzewa pod budowę szybów do okolicznych kopalni. Oczywiście nie mogło zabraknąć krótkiego spaceru po gorących piaskach i całkiem sporej ilości fotek. Na koniec łyk wody i wróciliśmy na trasę.

Kierunek zamek w Ogrodzieńcu. 14 kilometrów zróżnicowaną trasą – dominowały oczywiście górki. Najbardziej w kość dał nam kilkukilometrowy, leśny odcinek, gdzie kamienie i dziury skutecznie utrudniały jazdę. Po dojechaniu do celu, szybko zaczęliśmy jednak tęsknić za ciszą, spokojem i śpiewem ptaków. Mnóstwo ludzi miało podobny plan jak my na spędzenie sobotniego popołudnia. Błyskawicznie podjęliśmy decyzję o rozbiciu się gdzieś z dala od zgiełku i straganów, mających w sprzedaży wszystko począwszy od muszelek z nad morza a skończywszy na ciupagach prosto z gór. W słoneczku, gdzieś przy ruinach zamku, odpoczywaliśmy i uzupełnialiśmy niedobory witaminy D 😊. Około 16 powrót. Było już znacznie przyjemniej bo praktycznie cały czas z górki. Jedyny tylko minus to bardzo ruchliwa droga wojewódzka (790), na której nie czuliśmy się zbyt bezpiecznie. Łącznie w nogach 46 kilometrów. Mapka i filmik ze śladem naszego przejazdu na samym dole postu! Dzięki!

Ona

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *