Sobota. Na zegarkach 5 rano. Dla mnie i dla niego to środek nocy, dlatego pierwsze dźwięki budzika nie zrobiły na nas większego wrażenia 😉 Z centrum Wrocławia dojazd pod Wielką Sowę nie powinien zająć więcej niż 1,5 godzin. Skąd zatem pomysł na tak wczesną pobudkę? Otóż kilka dni wcześniej w sieci zawrzało! Popularne Góry Sowie przeżyły prawdziwe oblężenie. Korki, przepełnione parkingi i wstrzymany ruch samochodowy. W sumie nic dziwnego – początek ferii, dużo śniegu – wiele osób poprostu chciało wyrwać się choćby na jeden dzień, by zobaczyć zimowe górskie krajobrazy, pojeździć z dziećmi na sankach czy po prostu wybrać się na spacer. Przeczuwaliśmy, że i tym razem Góry Sowie staną się łakomym kąskiem dla masowej turystyki. Aby ominąć tłumy weekendowiczów, a co ważniejsze znaleźć miejsce parkingowe, wyjechaliśmy z Wrocławia około 7 rano.
Samochód zaparkowaliśmy na Przełęczy Jugowskiej. Bilet kosztuje 10 zł za dzień (od poniedziałku do piątku) lub 20 zł za dzień (weekendy i święta).
Trasa szlakiem czerwonym z Przełęczy Jugowskiej na Wielką Sowę okazała się strzałem w dziesiątkę – mało wymagająca, bardzo przyjemna, bez większych podejść i wspinaczek. Jak dla nas bomba. Góry zimą, gdy wszędzie zalega dużo śniegu, zdecydowanie zyskują dodatkowego uroku. No i ten dźwięk skrzypiącego śniegu pod butami! W takich warunkach spacery są wyjątkowo magiczne 😊 Tak pięknej zimy już dawno nie widzieliśmy. I wiecie co Wam powiem? Śnieg sprawia, że wszyscy stajemy się na chwilę dziećmi! Wiem co mówię 😂
Oczywiście, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie dodali czegoś od siebie i finalnie nie zabłądzili 😉 Kilkaset metrów przed metą zorientowaliśmy się, że szlak którym idziemy napewno nie jest tym właściwym. Śniegu po kolana i żadnej żywej duszy dookoła. No cóż, przygoda! Trasa, którą obraliśmy okazała się małym skrótem. Dzięki temu wyprzedziliśmy kilku piechurów i po 1,5 godzinnym marszu dotarliśmy do celu. Fanfary! Atak szczytowy na Wielką Sowę zakończony sukcesem! 👍😊 Kubek gorącej herbatki, kilka fotek na pamiątkę i mogliśmy wracać!
Na parkingu czekała na nas kolejna niespodzianka. Nasze auto zostało zastawione. Ale spokojnie. Chwilę po tym jak daliśmy upust swoim emocjom, zjawiło się kilku parkingowych osiłków, którzy bez większego zastanowienia i wysiłku przenieśli samochód, który tarasował wyjazd. Komedia! Bareja by się uśmiał😉.
Podsumowując – jeśli lubisz góry ale nie koniecznie chcesz wylewać siódme poty i wspinać się na najwyższe szczyty, to Góry Sowie są dobrą opcją na spacer. My napewno wrócimy!
Skomentuj