Wokół jeziora

Jesteście szaleni! – Tak mówią o nas nasi bliscy i znajomi. I bynajmniej nie chodzi tu o wykonywanie niebezpiecznych manewrów. My po prostu nie lubimy nudy (trochę jak małe dzieci) i wciąż szukamy sobie nowego zajęcia (w naszym przypadku nowych, nieprzetartych jeszcze przez nas szlaków rowerowych). Balaton nie był nam obcy, bo mięliśmy okazję poznać się już 3 lata temu, kiedy to okrążyliśmy jeziorko w jeden dzień, pokonując łącznie ponad 214 km! Satysfakcja oczywiście ogromna, ale z perspektywy czasu bijemy się w pierś, bo wiemy, że nie było to rozsądne posunięcie. Początek marca, więc zimno, dzień krótki, a do tego dopiero zaczynaliśmy tak naprawdę swoją przygodę ze sportem, więc i z kondycją wówczas staliśmy na bakier. Teraz miało być inaczej. Postanowiliśmy, że powtórzymy trasę z nastawieniem pokonania jej w zdecydowanie lepszym czasie. Mały stres był, ale z drugiej strony ogromne podekscytowanie. Decyzja zapadła. Balatonie nadciągamy!

Siófok przywitał nas piękną, słoneczną pogodą. To dość popularny kurort (takie węgierskie Międzyzdroje), więc nie zdziwiły nas napotykane tutaj tłumy turystów. Długi spacer i obowiązkowy przystanek na dobre jedzenie i węgierskie wino – zakochałam się w nim już podczas pierwszego pobytu i miłość kwitnie do dziś 😉 Oczywiście wszystko z umiarem, bo następnego dnia mięliśmy ruszyć w trasę.

Pobudka 5 rano. Poranek rześki, ale słonko nieśmiało pojawia się na horyzoncie. Rowery skręcone, baterie w telefonach naładowane, pozytywne nastawienie jest, więc „Ahoj Przygodo”! Trasę pamiętaliśmy jeszcze z poprzedniej wyprawy (no dobra On pamiętał, bo u mnie z orientacją w terenie kiepsko) i wiedzieliśmy, że za chwilę będzie czekać nas dość spora górka. Postanowiliśmy ją ominąć. A, że znani jesteśmy ze „skrótów” błyskawicznie znaleźliśmy szybszą trasę. Bynajmniej na początku tak nam się wydawało. Nie bez przyczyny nie mogliśmy jej znaleźć na mapie. Było to coś w rodzaju ślepej uliczki. W połowie drogi wysoka brama a za nią prywatne posesje i ośrodki wypoczynkowe. Stan bramy, kłódek i łańcuchów wskazywał na to, że stoi tu już od dłuższego czasu. Szybkie rozeznanie terenu i padła decyzja – przechodzimy! Oczywiście mogliśmy się cofnąć, ale wiązałoby się to ze sporą stratą czasu i nadrobieniu kilkunastu kilometrów. A po co, skoro jeszcze tyle pięknych widoków przed nami. Sforsowanie bramy nie było takie łatwe. Najpierw przeszedł On, później rowery a na końcu ja.

Widoki przepiękne, dużo natury i jak w kalejdoskopie zmieniające się miejsca. Trasa prowadzi głównie po dobrze oznaczonych ścieżkach rowerowych, niewiele jest fragmentów, kiedy musimy jechać ulicą razem z samochodami. Po niecałych 2 godzinach kręcenia docieramy do Balatonfüred. Pojawiają się pierwsze pagórki i winnice. Przerwa na posiłek – tym razem w przepięknej Vonyarc Marina. To jedna z najnowszych marin w zachodnim basenie jeziora. To taka oaza spokoju. Po zregenerowaniu sił i uzupełnieniu elektrolitów ruszyliśmy dalej w kierunku Keszthely. Kolejne kilometry za nami. Docieramy do Balatonmáriafürdő, małej wioski na południowym brzegu Balatonu. Udajemy się do portu by tam z kubkiem kawy i tabliczką czekolady podziwiać piękny zachód słońca. Stamtąd już niecałe 70 kilometrów i jesteśmy w domu. Brzmi dobrze. Naładowani energią i w wyśmienitych humorach podążamy do mety. Cała podróż zajęła nam 11 godzin i 20 minut. Udało się – czuliśmy się cudownie! Zmęczeni ale szczęśliwi kładziemy się spać.

To na pewno nie nasze ostatnie spotkanie. W planach kolejna wyprawa – tym razem większą ekipę będziemy podbijać madziarski kraj.
 


Ślad (jak użyć?)

Cycle Route 5436663 – via Bikemap.net Open Route in Bikemap App
Ona

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *