Nie przejmowałam się brakiem balowej sukni, a On nie zaprzątał sobie głowy białą koszulą. Czy to znaczy, że zrezygnowaliśmy z wielkiego, karnawałowego szaleństwa. Oczywiście, że nie. To była impreza na świeżym powietrzu, na totalnym luzie, w butach sportowych i dresach, bez idealnie ułożonych fryzur, za to z dużą ilością śmiechu i kolorowych przebrań. Mowa oczywiście o Biegu Karnawałowym!
Jest to bieg, w którym to nie czas jest najważniejszy a fantazyjny strój, w którym należy pokonać dystans 10 kilometrów. Im bardziej wykręcone i wymyślne przebranie tym oczywiście lepiej. W tym roku na linii startu ja i On, czyli duet doskonały 😊 Niech żyje bal!
Niech nikogo nie zmyli wczorajsza piękna pogoda. W nocy wszystko popsuł deszczyk przez co tańcom w błocie nie było końca (bynajmniej na początku). Pogoda nie rozpieszczała. Niebo pokryły ciemne chmury i zrobiło się zimno. A na dodatek ta myśl, że za parę chwil trzeba będzie w takich warunkach biec nie napawała optymizmem. Przez pierwsze 2 kilometry wiatr wiał prosto w twarz, zdzierając z głowy moją różową perukę. Niestety z każdym kolejnym było coraz gorzej. Dopiero w połowie drogi, wiatr zmienił kierunek, pchając wszystkich do przodu. Mknęłam niczym błyskawica 😂 Jeszcze kawałek i koniec. Musiałam wrzucić piąty bieg, bo On już był prawie na mecie (dał dziś czadu).
Biorę się w garść i biegnę. Tam już stoi On – kibicuje mi głośno. Udało się! Pomimo tego, że było zimno, wietrznie i bujna fryzura nie pomagała, to było warto. Radość niesamowita! Za rok znów się widzimy!
Skomentuj