Pieniny na rowerze

Weekend w Pieninach? Czemu nie! Okolice nie były nam obce. 4 lata temu mięliśmy okazję pokonać rowerami malowniczą trasę ze Szczawnicy, przez Krościenko, wzdłuż przełomu Dunajca, z widokiem na Trzy Korony. Obiecaliśmy sobie wówczas, że wrócimy i pokonamy ten dystans raz jeszcze. Oczywiście były osoby, które pukały się w głowę, mówiąc, że przecież zimno, że śnieg, że prognozy niezbyt optymistyczne, itd. Ci, którzy nas dobrze znają wiedzą, że wychodzimy z założenia, że rower to nie truskawki – sezon na niego trwa cały rok ? Wystarczy odpowiednie ubranie, prowiant (co kto lubi) i przede wszystkim pozytywne nastawienie. Dlatego długo nie zastanawiając się, spakowaliśmy rowery i w piątkowe popołudnie ruszyliśmy w drogę. Szczawnica była naszym miejscem docelowym. Wieczorny spacer i obowiązkowy przystanek na dobre jedzenie i grzane wino – oczywiście wszystko z umiarem, bo następnego dnia mieliśmy ruszyć w trasę.

Sobotni poranek dość rześki. Słonko nieśmiało przebijało się przez chmury. Kawa wypita, rowery skręcone, baterie w telefonach naładowane więc „Ahoj Przygodo”! Wiedzieliśmy, że to będzie dobry dzień.

Wystartowaliśmy! Pierwsze kilometry początkowo nową ścieżką rowerową, później niestety ruchliwą drogą wojewódzką. Cały czas wzdłuż Dunajca więc widokowo świetnie. Najcięższy odcinek naszej wyprawy to dwukilometrowy, wyczerpujący podjazd przez Hałuszową. Po górskiej wspinaczce nagroda w postaci kilku kilometrowego zjazdu serpentynami przez fragment Pienińskiego Parku Narodowego do Sromowców Wyżnych. 8 kilometrów później Sromowce Niżne. Tam kładką przejechaliśmy na słowacki brzeg rzeki do Czerwonego Klasztoru.

Przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Przy kubeczku rozgrzewającej cytrynówki, podziwialiśmy widok na Trzy Korony. Był przy okazji powód do świętowania – wkońcu Dzień Kobiet 😉  Właśnie wtedy zaczynała się najciekawsza część trasy – Droga Pienińska. 9-cio kilometrowy odcinek w pięknych okolicznościach przyrody. Dookoła strome, wapienne skały i nie odstępujący nas na krok Dunajec. I tak do przejścia granicznego w Lesnicy. Trasa wyjątkowo malownicza.

 

Już tylko 5 kilometrów dzieliło nas od hotelu. Naładowani energią (to zasługa czekoladowych batoników) i w wyśmienitych humorach podążaliśmy do mety. Finalnie przejechaliśmy prawie 60 kilometrów i zdążyliśmy przed zachodem słońca — plan zrealizowany w 100%. 😊 To na pewno nie nasze ostatnie spotkanie z Pieninami. W planach kolejna wyprawa – tym razem jesienią, większą ekipę będziemy podbijać górskie szlaki.

Ślad (jak użyć?)

Ona

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *