Ho, ho, ho! Wczoraj na biegowe trasy znów powróciły Mikołaje!
Osobiście nie miałam żadnych oczekiwań co do wyniku. Wiedziałam że to nie będzie bieg na kręcenie rekordowych czasów, zwłaszcza, że Pola, moja osobista trenerka personalna, urządziła sobie w nocy nie małą imprezę na której oczywiście nie mogło nas zabraknąć 
Zabawa była na tyle fajna że o spaniu nie było mowy (spacer o świcie wzdłuż Wisły ma swój urok
).




Punktualnie o 11:30 na linii startu ustawili się zapaleni biegacze, pasjonaci nordic walking ale także entuzjaści spacerów. W czerwonej, mikołajkowej czapce i świątecznym sweterku, wystartowałam na totalnym luzie. Zmęczona ale pomimo wszystko w dobrym nastroju, z prawie nieznikającym uśmiechem na twarzy, przybijałam piątki, stojącym przy trasie kibicom. Tak kilometr po kilometrze i nie wiadomo kiedy, przebiegłam piątkę! Jeszcze kilka zdjęć i pamiątkowy medal zawisł na mojej szyi. Choć tempo było dużo niższe niż liczyłam, to najważniejsza była radość z tego biegu. A tej nie brakowało na żadnym etapie. Pogoda do biegania idealna, fantastyczni ludzie a na mecie moi najwierniejsi kibice (On – fotograf, motywator i nie uznająca kompromisów trenerka
).

To były niesamowite emocje biegowe w grodzie Kopernika. Wrócimy na pewno 

A u Was był już Mikołaj? 

Skomentuj