Angers to francuskie miasto, którego nie można przegapić…
Początkowo podążałyśmy biegnącą przez miasto, długą, niebieską linią (to taki bezosobowy przewodnik, który pozwala odkryć zabytki i najciekawsze miejsca – podobna jest w Nantes tylko, że zielona), docierając do zamku i katedry. Spacerowałyśmy też brukowanymi uliczkami średniowiecznej dzielnicy Angers, odkrywając urocze stare miasto. Domy z muru pruskiego, małe sklepiki i knajpki oferujące lokalne specjały…Atmosfera niezwykła.
Potem improwizowałyśmy. Szwendałyśmy się, natrafiając co chwilę na przepiękne murale. Hmmm…W Angers street-art flirtuje z dziedzictwem! Jakby to powiedziała Polka „mamo, o rety!”
Ściany Angers pokrywają dzieła sztuki ulicznej. Jednym z tych przyciągających wzrok dzieł jest ogromny, trójgłowy pies hiszpańskiego artysty Okudy (na jego prace po raz pierwszy natknęliśmy się będąc w Paryżu). A potem ten bardziej „dziki” street-art (na kampusie Saint-Serge, znajduje się plac zabaw dla lokalnych artystów graffiti – ściana swobodnego dostępu, można tu przyjść i puścić wodze swojej wyobraźni
) i wiele małych dzieł – w tym malowanych, szablonowych, wklejanych, a nawet cementowanych kreacji. W Angers jest nawet fragment muru berlińskiego.


I tak sobie spacerując, gadałyśmy dosłownie o wszystkim, zajadając niebiańsko dobre lody i przepyszne makaroniki (chyba najlepsze jakie do tej pory próbowałyśmy – te z malinami w środku – niebo w gębie
).

PS. On tak nam pozazdrościł wyjazdu, że na kolejną wycieczkę jedziemy w pełnym składzie 

Skomentuj